Kiedy mieszkałem na wsi w ślicznej wiosce o wdzięcznej nazwie Chettle, listonosz rzucał listy pod drzwi. Też było dobrze słychać. Gorzej jak padał deszcz.
Podoba mi się ich luzackie podejście do korespondencji poleconej. Z życia wzięte. Kurier przynosi przesyłkę poleconą. Otwieram, ale właściciel stoi za mną, gdzieś w głębi. Paczka. Super. Daje mi do podpisu, ale ja go informuję, że właściciel paczki to ten tam w głębi pokoju. "Lovely" odpowiada z uśmiechem kurier i przyjmuje mój podpis. A co gdyby nie zastał nikogo? Od czego są sąsiedzi? Są wyluzowani pod tym względem i człowiek nie musi się użerać z kurierem kiedy może znów przyjechać ani kurier wysłuchiwać dziwacznych nieraz reklamacji i życzeń adresatów przesyłek.
o wrzucaniu czegoś innego niż listy nie myślałam, ale Polak potrafi ;)
OdpowiedzUsuńo wrzucaniu czegoś innego niż listy nie myślałam, ale Polak potrafi ;)
OdpowiedzUsuń